Jak być kobietą i nie zwariować?

To pytanie zadaje sobie pewnie wiele z nas. Szczególnie tych, które wychowują dzieci, prowadzą dom i jednocześnie pracują zawodowo. Nie ma się co oszukiwać, nie jesteśmy cyborgami, a skoro tak, czasami z trudem udaje nam się utrzymać pion. Doba jest zawsze za krótka, tak samo jak sen. Za to spraw do załatwienia „na wczoraj” bez liku.

Wydawało mi się jednak, że znam odpowiedź na to pytanie, tak samo jak moja przyjaciółka, z którą już dawno doszłyśmy do przekonania, że nie zwariujemy tylko wówczas, gdy nauczymy się odpuszczać. Koniec z niezdrowym perfekcjonizmem w każdej dziedzinie. My też jesteśmy ważne. Ważniejsze nawet od idealnie posprzątanego domu i pieczywa dla domowników, po które trzeba jechać w korkach na drugi koniec miasta, gdy zabraknie go w sklepiku pod domem. Tak postanowiłyśmy pewnego babskiego popołudnia przy kawie.

Ale… No właśnie. Czasami trudno pamiętać o złożonych sobie obietnicach. Stało się to dla mnie jasne, gdy któregoś dnia udało nam się znowu wyrwać na kawę. Wystarczyło jedno spojrzenie na moją przyjaciółkę, abym zrozumiała, że nic nie pamięta z naszej ostatniej rozmowy. Gdy tylko zasiadła nad Latte z czekoladą 
(dla poprawienia nastroju) spojrzała na mnie nieobecnym wzrokiem i zaczęło się. 
- Zwyczajny poranek, powszedni dzień. O godzinie 6.00 budzi mnie szept młodszej córki: „Mamuś, kupiłaś już jogurt, bo wczoraj nie było?” Jak to czy kupiłam? Kiedy? W nocy? – przyjaciółka zaczęła wyrzucać z siebie słowa z prędkością światła, wspominając poranek w swoim domu. Dalej wysłuchałam kolejnej porcji jej gorzkich żali. O tym, jak zrzuciwszy z siebie dwa koty i psa wstała, żegnając z żalem ciepłe łóżko, w którym spał jeszcze błogo jej mąż i poszła obudzić starszą pociechę. Gdzieś między prośbami młodszej o ulubioną przekąskę i planowaniem kolejnego dnia, przypomniała sobie, że miała pobiegać. Bo obiecała sobie, że od tego miesiąca codziennie przed pracą znajdzie czas dla siebie. Mąż za to przyrzekł solennie, że ją wesprze, a dzieci, że nie będą przeszkadzać. Po tych deklaracjach zainwestowała już nawet w najmodniejszy strój do joggingu – kolorowy, wygodny, który czekał w szafie na swoje pierwsze wyjście. Ale tego poranka miał się nie doczekać…

Zamiast tego moja przyjaciółka, robiąc kawę i śniadanie dla domowników, w głowie układała już plan swojego perfekcyjnego dnia: zbudzić męża przed wyjściem do pracy, odwieźć młodsze dziecko do przedszkola, starsze, które do szkoły jedzie autobusem, podrzucić na przystanek, kupić jedzenie dla kotów, bo znów się skończyło, pamiętać o chlebie, bo jak będzie wracać z pracy to już żadnego dobrego pieczywa na półkach nie znajdzie, dać popalić na zarządzie tej nowej dziewczynie z działu PR, która plotkuje na jej temat od chwili, gdy tylko pojawiła się w firmie, podpisać wreszcie ten ważny kontrakt i nie spóźnić się na wizytę do dietetyka. Przecież już dwa razy ją przekładała…. W domu będzie koło 19.00, dzisiaj mąż odbiera dzieciaki.

Co na kolację? Żeby było zdrowo i nie za ciężko… Może sałatka? Nie, dzieciaki i tak jej nie zjedzą. Powinna jeszcze przypomnieć mężowi, żeby pojechał z młodszą córką na tańce…

Podczas tych rozważań pod jej nogami kłębiły się już dwa koty i pies, kuchnię okupowały też obie córki i mąż, który zdążył się sam obudzić i zejść na śniadanie. 
– Każdy coś ode mnie chciał. Jeść, pić, siku, ubrać się, wyjść, wejść, bawić się, być głaskanym, mieć czystą kuwetę, sprawdzić zadanie z matmy, zamienić spodnie na różową spódniczkę i granatową bluzkę na białą – opowiadała moja koleżanka, dopijając kawę. I zaczęła snuć marzenia. – Chciałabym, aby choć raz rano było u nas w domu jak w reklamie. Piję aromatyczną kawę, dzieci grzecznie się myją i ubierają, zwierzęta schodzą mi z drogi, mąż z błyskiem miłości w oczach wręcza bilety na najnowszą premierę teatralną na sobotę…

Tymczasem tego poranka nic nie było, jak w owej reklamie. Z rozmyślań o tym, jak ułożyć minuta, po minucie kolejny idealny dzień, wyrwało ją pytanie starszej pociechy: „Mamo, czy Ty masz zamiar nas odwieźć ubrana w szlafrok? Bo za 5 minut musimy wyjść, żeby się nie spóźnić…” Marzenie o porannym joggingu uleciało w niebyt. – Może wieczorem się uda, bo inaczej zwariuję… – zakończyła swoją opowieść moja przyjaciółka. – Nie zwariujesz. Jesteś kobietą. Dasz radę! 
– oznajmiłam z sarkazmem. A potem popatrzyłam na nią z uśmiechem i powiedziałam już poważnie: „Kochana, wyluzuj. Pamiętasz co sobie obiecałyśmy?”.