Czy ulica zamienia się w wybieg? O tym, jak streetwear wpływa na high fashion

Kiedy w styczniu 2017 roku na paryskim Fashion Weeku potwierdziła się plotka o współpracy Louis Vuitton i Supreme, świat mody zaniemówił. Trochę z zaskoczenia, a trochę z pełnego napięcia niedowierzania, bo ta kolaboracja dosłownie zachwiała jego posadami. Jednak to, co jeszcze dwa lata temu wydawało się niemożliwym do powtórzenia precedensem, dziś nie wzbudza większych emocji. Streetwear na dobre rozgościł się w świecie high fashion.

Czego dowiesz się z tego wpisu?

  • Współpraca Louis Vuitton i Supreme – czy to mogło się udać?
  • W jaki sposób streetwear wpływa na high fashion?
  • Dlaczego streetwear tak bardzo zyskał na znaczeniu we współczesnej modzie?

W skrócie

To niezaprzeczalne: streetwear w ogromnym stopniu wpływa na high fashion. Kolaboracje tak odmiennych marek, jak Louis Vuitton i Supreme, są już na porządku dziennym i nikogo nie dziwią. Najwięksi projektanci musieli zwrócić się w kierunku mody ulicznej z dwóch powodów: rosnącego znaczenia pokolenia X i Z oraz social mediów, które uczyniły high fashion bardziej przystępną.

Streetwear vs. high fashion, czyli pojedynek Dawida z Goliatem

Aby wytłumaczyć, dlaczego kolaboracja Louis Vuitton x Supreme tak bardzo zdumiała wszystkich związanych z branżą, musimy pokrótce scharakteryzować obie marki. Przy okazji opowiemy o dwóch gałęziach mody, które reprezentują: luksusowej i ulicznej.

Paryski szyk

W prawym narożniku mamy Louis Vuitton, francuski dom mody, który powstał w 1854 roku i niemal natychmiast zdobył miano ekskluzywnego. Jak to zwykle bywa, za sukcesem marki stał jeden człowiek – Louis Vuitton, rzemieślnik, który na początku XIX wieku zajmował się… pakowaniem walizek cesarzowej Eugenii. Tego typu usługi cieszyły się wówczas sporym wzięciem. Zapakowanie do skórzanego kufra sukni balowych na olbrzymim kole i składających się z kilku elementów fraków wymagało nie lada wprawy. Ale sprytny Louis szybko dostrzegł w tym swoją szansę. Kufry były ciężkie, nieporęczne i, ponieważ miały zaokrągloną pokrywę i nie dało się ich układać jeden na drugim, zajmowały mnóstwo miejsca w pociągach. Vuitton wymyślił więc alternatywę – czworokątne, lżejsze, ale równie wytrzymałe walizki. I rozbił bank, zachwyciwszy swoim pomysłem paryską elitę.

Marka Louis Vuitton długo znana była wyłącznie z produkcji luksusowej galanterii. Jej charakter odmienił dopiero Marc Jacobs, który w 1997 objął stanowisko dyrektora kreatywnego. Swoją współpracę z tym francuskim domem mody rozpoczął od mocnego uderzenia – na pokazie promującym pierwszą przygotowaną przez niego kolekcję modelki wystąpiły bez legendarnych torebek. Na pierwszym planie znalazły się ubrania. Jak wielkim było to dla wszystkich szokiem, najlepiej świadczy komentarz Bernarda Arnaulta, szefa LV, który stwierdził potem w wywiadzie, że prawie przypłacił ten pokaz atakiem serca. Kolekcja Louis Vuitton bez torebek Louis Vuitton?!

Ale ruch Jacobsa się opłacił. Louis Vuitton zyskał nowy status – z producenta skórzanych dodatków (luksusowych, bo luksusowych, ale wciąż tylko dodatków) stał się pełnoprawnym domem mody. Do dziś kreuje trendy, wyznacza nowe tendencje, nadaje rytm działaniom całej branży. Jest symbolem paryskiego szyku i dostępnego dla wybranych luksusu. Jako jedna z nielicznych marek nigdy nie robi wyprzedaży swoich produktów. Rzeczy, które w danym sezonie nie znajdą kupców, trafiają z powrotem do Francji, gdzie są komisyjnie niszczone. Trudno o wyraźniejszy wyznacznik ekskluzywności.

Moda high fashion

Amerykański luz

W drugim narożniku stoi Supreme. W przeprowadzonym na papierze teoretycznym pojedynku przegrywa z Louis Vuitton pod każdym względem: historii, wartości rynkowej, rozpoznawalności. Ma jednak coś innego, coś, czego nie da się zmierzyć ani policzyć, a co jest równie cenne – całkowite oddanie swoich fanów.

Supreme to ikona mody streetwear. Założyciel marki, James Jebbia, od samego początku, czyli od roku 1994, konsekwentnie buduje jej wizerunek. Supreme wywodzi się z kultury skateboardowej. Jebbia, choć sam nigdy nie jeździł na desce, był nią zafascynowany, zresztą podobnie jak wielu innych Amerykanów – na skaterów spoglądało się wówczas z mieszaniną dobrze skrywanego uznania i zazdrości. Funkcjonowali całkowicie poza mainstreamem, nie dotyczyła ich gonitwa za pozycją, wyższym szczebelkiem na drabinie awansów, coraz większymi liczbami na koncie czy najmodniejszymi butami. Mieli własną muzykę, modę i slang, obracali się w wąskim gronie, nie musieli niczego udawać ani przed nikim grać. Byli… wolni. I właśnie tej wolności, swobodzie, manifestowanej ubiorem nonszalancji dał się porwać Jebbia. Tworząc swój pierwszy sklep ze streetwearową odzieżą, czerpał z klimatu, jaki otaczał środowisko skateboardowe, pełnymi garściami. W ten sposób zbudował prawdziwe imperium – markę jedyną w swoim rodzaju.

Znakiem rozpoznawczym Supreme jest hermetyczność. Tak było w latach 90., gdy do mieszczącego się przy nowojorskiej ulicy Lafayette sklepu zaglądali wyłącznie młodzi skaterzy, i tak jest teraz. Wszystkie projekty Supreme dostępne są w ograniczonej liczbie egzemplarzy. A ponieważ popularność marki bije wszystkie rekordy, aby zdobyć koszulkę czy bluzę z nowej kolekcji, trzeba ustawić się w kolejce – i długości oczekiwania nie mierzy się w minutach czy godzinach, ale w dniach. Widok ludzi koczujących ze śpiworami pod sklepem Supreme w Los Angeles czy w Tokio nikogo już nie dziwi. Rok temu wartość marki oszacowano na okrągły miliard dolarów.

Streetwear – moda inspirowana kulturą skate

Modowy mezalians: Louis Vuitton x Supreme

Co ciekawe – stworzona w 2017 roku kolekcja to nie pierwsze spotkanie Louis Vuitton i Supreme. Obie marki już kiedyś się starły, i to w dosłownym znaczeniu: w roku 2000 paryski dom mody oskarżył amerykański brand o bezprawne wykorzystanie monogramu LV. Kiedy w 2016 roku wyciekły pierwsze informacje o szykującej się kolaboracji, świat mody przyjął je z uśmiechem politowania, traktując jako kompletną bzdurę. Nikt nie wierzył, że te dwa brandy mogą się spotkać w miejscu innym niż sala sądowa.

Kolekcja Louis Vuitton x Supreme okazała się sukcesem. Choć projekty nie wyróżniały się niczym nowatorskim – na linię złożyły się oversize’owe płaszcze i kurtki, bluzy, jeansowe ogrodniczki oraz dodatki, w większości pokryte logotypami marek – wyprzedały się na pniu. I to nawet pomimo powalających na kolana cen i mocno ograniczonej dostępności. Kolekcję sprzedawano wyłącznie stacjonarnie, w wybranych butikach LV i w specjalnie przygotowanych pop-up store’ach, które działały przez dwa tygodnie od daty premiery.

Wyświetl ten post na Instagramie.

Post udostępniony przez Louis Vuitton Official (@louisvuitton)

Hype na hype

Za przykładem Louis Vuitton poszły inne marki. Gucci zaskoczyło nawiązaniem współpracy z Dapperem Danem, amerykańskim projektantem, u którego w latach 80. ubierały się gwiazdy hip-hopu, bokserzy i gangsterzy. Zaprezentowana w lipcu 2018 roku kolekcja to odwzorowanie jego najważniejszych projektów. Znalazły się w niej szeleszczące dresy z lampasami i kolorowymi naszywkami, bomberki z połyskujących tkanin, koszulki z ogromnym logo Gucci, bejsbolówki, kwadratowe okulary czy złote łańcuchy à la wczesny Ice Cube.

Streetwear wpłynął też na inne wielkie marki, takie jak Balenciaga, Burberry i Fendi. Jego obecności w high fashion nie da się już przemilczać czy traktować w kategorii ewenementu, jednorazowego zjawiska. To tendencja, która będzie coraz bardziej przybierać na sile. Zakładanie bluzy z logo LV czy sneakersów Balenciagi jest nowym sposobem na wyróżnianie się na tle anonimowego tłumu. W końcu na rzeczy tego typu nie każdy może sobie pozwolić – choć mają streetwearowy charakter, na ich metkach widnieją ceny typowe dla wielkich domów mody. W czasach, gdy oryginalność spowszedniała tak bardzo, że nikogo już nie dziwią tunele w uszach, fioletowe włosy czy kurtki z przezroczystego plastiku, ubieranie się w ekskluzywnych butikach pozostało jedyną* formą zamanifestowania odmienności.

* Zaraz obok bycia normcorem, czyli kimś, kto pozostaje całkowicie poza modą. O tym intrygującym trendzie (antytrendzie?) więcej przeczytasz w naszym wpisie Normcore – gdy w modzie jest bycie niemodnym.

Moda streetwear

Zmiana pokoleniowa

Tę wciąż rosnącą popularność streetwearu można wytłumaczyć też w inny sposób – socjologicznie. Jesteśmy świadkami dokonywania się zmiany pokoleniowej. Pierwsze skrzypce na rynku pracy powoli zaczynają grać przedstawiciele pokolenia Y i Z, czyli osoby urodzone po roku 1980, dla których olbrzymie znaczenie ma internet. Marketing w znacznym stopniu przeniósł się do mediów społecznościowych, a to wymusiło na wielkich modowych markach przygotowanie zupełnie nowych strategii działania.

Aby zobaczyć najnowszą kolekcję znanego projektanta, nie trzeba mieć zaproszenia na pokaz. Relacje z każdego wydarzenia pojawiają się w social mediach sekundę po przejściu ostatniej modelki po catwalku. Każdy może ocenić najnowszą sukienkę Chanel – wystarczy wcisnąć serduszko pod odpowiednim zdjęciem albo wyskrobać krótki komentarz. Niekoniecznie pochlebny.

Czy ulica zamienia się w wybieg? Owszem. Streetwear jest obecnie najmodniejszą gałęzią mody i w ogromnym stopniu wpływa na kształt high fashion. Największe domy mody, takie jak Chanel, Gucci czy Versace, muszą liczyć się z markami o streetwearowym zacięciu – mniejszymi, ale równie znaczącymi. To fakt, który powinien ucieszyć każdego, kto stara się nadążać za trendami, ale jednocześnie nie chce rezygnować z wygody, jaką dają ubrania o luźniejszym charakterze. Moda w końcu pokazuje przyjaźniejsze oblicze!

Jeśli ten obrót sprawy cieszy Cię tak mocno, jak nas, spodobają Ci się propozycje, które znajdziesz na fitanu.com – zebraliśmy w jednym miejscu najpopularniejsze marki sportowe i streetwearowe. Zawsze z najmodniejszym zacięciem!

Więcej o tym, co w trendach piszczy, przeczytasz na naszym blogu:

Athleisure – najwygodniejszy trend wszechczasów

Dlaczego we współczesnej modzie królują trendy z przeszłości?

Jak dres stał się hitem mody

Źródło zdjęć: shutterstock.com, unsplash.com